Tekst piosenki Mi-Sie Poniedziałek zawsze nudny dzień Nie chce mi-się Wtorek, środa, jest tak bardzo źle Nie chce mi-się Czwartek nadal praca, stres Znikłabym gdyby nie ten miliard rachunków Żeby tylko chciało mi-się chcieć Tak jak nie chce mi-się Jeszcze tylko trochę, kocham tę robotę Pozoruję, czekam, kombinuję, zwlekam Jeszcze tylko trochę Jutro będzie wolne i mi-się
- Poleć znajomemu, do druku Słowa: Nie chcę cię, nie chcę cię, nie chcę cię znać, Chodź do mnie, chodź do mnie rączkę mi daj, Prawą mi daj, lewą mi daj, I już się na mnie nie gniewaj, Prawą mi daj, lewą mi daj, I już się na mnie nie gniewaj. Nie chcę cię, nie chcę cię, nie chcę cię znać, Chodź do mnie, chodź do mnie rączkę mi daj, Prawą mi dasz, lewą mi dasz, Będziemy razem tańcować, Prawą mi dasz, lewą mi dasz, Będziemy razem tańcować.
Tylko szczesliwy los. Gdy serce mówi mi tak. Znów ten sam robie blad. Chce zamknac w dloniach nasz swiat, By trwal wiele lat. Dlugich lat, zeby byl. Sloncem, nadzieja gdy ty. Zostaniesz juz. Gdy serce mówi mi tak.30 października ma się odbyć premiera najnowszego krążka Mikromusic - Tak mi się nie chce. Już można zobaczyć klip do tytułowego singla. Mikromusic to polski zespół muzyczny, który specjalizuje się w trip hopie z inspiracjami jazzem. Założycielami jest Natalia Grosiak oraz Dawid Korbaczyński. Zespół ma już na swoim koncie 5 albumów studyjnych oraz wiele prestiżowych nagród i wyróżnień. Fani oraz dziennikarze muzyczni cenią sobie Mikromusic za konsekwencje artystyczną i przemyślane teksty piosenek. Już za niespełna dwa tygodnie premierę będzie mieć szósty krążek zespołu - Tak mi się nie chce. Właśnie ukazał się klip do tytułowego singla, w którym możemy zobaczyć Wojciecha Mencwaldowskiego. Teledysk utrzymany jest w spokojnej tonacji, współgrającej z brzmieniem i tekstem piosenki. Podoba Wam się?
Chcę powiedzieć tylko. Bez ciebie tak mi źle. Kiedy myślałem, że nie czeka nikt. Kiedy miłości dawnej zniknął ślad. Kiedy zamknąłem swego serca drzwi. Nadeszłaś ty. Ty moje życie zmieniłaś w sen. Który nigdy nie skończy się. I tylko z tobą chcę patrzeć na ten świat.
Tekst piosenki: Tak kochałaś, tak kłamałaś Swoje życie mi oddałaś Mamo, muszę odejść Tak kochałaś, tak kłamałaś Dla mnie życie poświęcałaś Mamo, muszę odejść Ref.: Tyle jeszcze chwil nieznanych Tyle marzeń roztrzaskanych Boże, dobry Boże Tyle jeszcze do zrobienia By nie zasnąć z ukojenia Boże, dobry Boże Może ktoś mi da nadzieję I uwierzę mocno w siebie Mamo, chciałbym zostać Kiedyś każdy z nas odejdzie Może później, może wcześniej Boże, pozwól zostać Ref.: Tyle jeszcze chwil nieznanych Tyle marzeń roztrzaskanych Boże, dobry Boże Tyle jeszcze do zrobienia By nie zasnąć z ukojenia Boże, dobry Boże (3 x) Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstuTekst piosenki: Omen piekieł sterował. Twoim statkiem na ten brzeg. Ojciec mówił mi: "Córko. Upij w sztok, a poznasz go". Dobry rum dla żeglarzy. I kotwica u mych stóp. Port jest tutaj jedyny. Poszło słowo, za nim czyn.No tak, tej recenzji nie może zabraknąć w moim muzycznym świecie. Płyta „Tak mi się nie chce” dotarła w moje ręce w ramach akcji crowdfundingowej jakieś dwa-trzy tygodnie temu. Od razu wylądowała w samochodzie w odtwarzaczu cd. Od tego czasu towarzyszy mi codziennie w dojazdach do pracy. Przesłuchałam ją już chyba ze 30 razy a zwlekałam z napisaniem tej recenzji, gdyż chciałam usłyszeć jak Mikromusic wybrzmi z tą płytą na żywo. Do tej pory byłam dwukrotnie na ich koncertach: w Bydgoszczy, gdzie zagrali akustycznie w trzyosobowym składzie oraz w Łodzi, z towarzyszeniem orkiestry. Teraz z kolei miałam okazję spędzić muzyczne półtorej godziny w towarzystwie całego zespołu w Toruniu. Przyznam, że bardzo się jarałam tym występem i długo na niego czekałam. Koncert rozpoczęło intro zagrane przez Roberta Jarmużka na pianinie i Adama Lepkę. Po chwili dobiegły mnie niskie dźwięki gitary basowej Roberta Szydło, delikatne bębny Łukasza Sobolaka i charakterystycznej gitary elektrycznej Dawida Korbaczyńskiego, która była motywem przewodnim podczas pierwszego utworu pt. „Tak tęsknię”. To była piosenka, która wpadła mi w ucho już po pierwszym przesłuchaniu płyty. Klimat ambientowo-progresywny, czyli mój ulubiony a do tego jeszcze ta przecudna trąbka. Zdziwił mnie fakt użycia elektroniki przez zespół, która jest mi daleka w odbiorze. W przypadku jednak albumu „Tak mi się nie chce” to połączenie się po prostu sprawdza. Jest nowoczesne a jednak zespół nic nie traci ze swej delikatności. Interesujące to połączenie rzewnego wokalu Natalii Grosiak z elektronicznym brzmieniem. Dla mnie szok, ale taki mega na plus. Zespół udowodnił, że muzyka elektroniczna też potrafi być ciekawa i intrygująca. Cenię bardzo Mikromusic za to, że ciągle używa tzw. „żywych instrumentów”, gdyż tego się po prostu zajebiście słucha, kiedy jesteś wstanie poczuć każdą nutę a nie tylko chaotyczny zlepek zrobiony przez komputer. No i jeszcze raz… ta ujmująca trąbka na koniec „Tak tęsknię”- no cudo po prostu! Muszę też przyznać, że Natalia Grosiak potrafi opowiadać o muzyce i tekstach, które tworzy a robi to z gracją i specyficznym poczuciem humoru. Drugim utworem z najnowszego krążka było „Leć uciekaj”. Piosenka opowiadająca o tym, że trzeba spełniać swoje marzenia i słuchać swojego wewnętrznego dziecka. Tym razem swoje pięć minut miała gitara basowa i perkusja. Jestem oczarowana poetyckością teksów frontmanki zespołu. To naprawdę rzadkość w dzisiejszym muzycznym świecie, aby operować takim językiem, pełnym niedopowiedzeń, kwiecistych metafor. W tym jednak tkwi właśnie siła twórczości Mikromusic, że właśnie jest inna niż wszystko dokoła i to od wielu już lat. A wynika to z tego, że wbrew przekornemu tytułowi płyty po prostu można by rzec: „tak im się chce”. Trzecim kawałkiem zagranym tego wieczoru był pierwszy singiel, który mogliśmy usłyszeć w stacjach radiowych a więc „Synu”, który doczekał się też ciekawego teledysku. Piosenki, którą wokalistka napisała, gdyby miała syna, ale go nie ma. Dla mnie jest to utwór o szukaniu wolności, by choć na chwilę wyrwać się z tej szarej codzienności, ze swoich ograniczeń i poczuć smak czegoś nowego. Uwielbiam klimat tego numeru, energiczny i wpadający niesamowicie w ucho. Czwartym utworem z płyty była „Syrena. Pieśń żeglarzy”. Bluesowy w rytmie rockowego country z fenomenalnym chórkiem Roberta Jarmużka i Adama Lepki. Mnogość stylów muzycznych w tej piosence. Naprawdę muzycznie ekstraklasa. Aż pięknie patrzeć na takie granie na żywo, naprawdę. Piątym z kolei mój obok nie zagranej niestety w Toruniu „Mgły nad stawem” ulubiony utwór z płyt, mianowicie w „Na krzywy ryj”. Kocham ten tekst, który jest mi tak bliski, który jest tak mądry a który człowiek odkrywa dopiero, kiedy dojrzeje i nauczy się rozumieć słowo wdzięczność. Może niech sam w tym miejscu przemówi „Umiem godzić się ze sobą. Trochę z ciałem, trochę z głową. Nie prosiłam, a mam, wszystko mam. Nie oczekując niczego dostałam. Umiejętność odpuszczania, przebaczania i czekania. Umiem cieszyć się z chwil małych. W miłych samotności strzępkach.” Piękna to piosenka, cudna muzyka ponownie ze znakomitą trąbką Adama Lepki. Tego po prostu trzeba posłuchać na żywo w anturażu żółto-zielonego światła. Natalia Grosiak ma tą cudowną lekkość, kiedy śpiewa i zajebisty spokój, który naprawdę udziela się słuchaczowi i koi jego serce. Ale to jest muzyka tylko dla wrażliwców, którzy będą potrafili ją docenić. „Pieśń Panny IV” zmienił nastrój koncertu. W ruch poszły bioderka i ramiona, bowiem to utwór, przy którym można się nieźle pobujać. Jak widać Mikromusic potrafi z twórczości Jana Kochanowskiego zrobić perełkę. Świetne syntezatory w tle splatające się z dźwiękami gitary basowej. To wszystko trzyma się po prostu kupy i jest mega ciekawe. „O kolorach” piosenka bardzo wrażliwa, poruszająca docierająca do najgłębszych zakamarków ludzkiego serca. Napisana wspólnie z wrocławianką Adrianną Styrcz. Kiedy tak jej słuchałam jadąc często nocą, gdy wokół panowała ciemność jej przekaz był jeszcze mocniejszy. Szczególnie utkwiły mi słowa „Czy masz jeszcze trochę miłosierdzia, łysy chłopcze z wadą serca”. Tak sobie myślę, że są na świecie artyści, którzy bawią i to jest ok. Są jednak też tacy, którzy skłaniają do refleksji, do tego, by zatrzymać się na chwilę i zobaczyć co tak naprawdę jest w życiu ważne. Mnie muzyka i postawa Natalii Grosiak uczy na pewno wrażliwości na cierpienie innych istot, które wspólnie z nami- ludźmi dzielą ten kawałek ziemi. To ważne, że artysta zabiera głos w ważnych sprawach, że staje w obronie tych, którzy sami są bezbronni. Bycie artystą- to jedno. Bycie człowiekiem, to już zupełnie inna sprawa. Na scenie podczas tej piosenki dominowała nastrojowa czerń i niewiele światła, bo to mroczny nastrój. Muzycznie zaś to był czas solówki na gitarze elektrycznej Dawida Korbaczyńskiego. Ostre dźwięki gitary zostały przeniesione do przedostatniego już kawałka z albumu „Koniec zimy”. Zespół Mikromusic nie byłby sobą, gdyby nie zamieścił na płycie utworu, w którym w sposób przekorny podejmuje temat śmierci. No bo jak inaczej podejść do słów „Jesteś jak zombie wracasz, Przygotuję się witaminą C, czy Pożegnaj się i przeżegnaj, zaraz cię nie będzie pstryk”. Na sam koniec została już tylko tytułowa piosenka „Tak mi się nie chce”, do której powstał teledysk ze świetną kreacją Wojciecha Mecwaldowskiego. Jaka kobieta, tym bardziej matka nie zastawania się czy jeszcze będzie sexi? Która nie ma chwil zwątpienia, zniechęcenia życiem. Podczas koncertu nie zabrakło także przebojów z poprzednich albumów, „Dom”, „Bezwładnie”, „Takiego chłopaka”, czy „Niemiłość 2 (W dupie to mam)”. Jak mam w paru zdaniach streścić tą płytę? Na pewno jest to dla mnie wielkie zaskoczenie. Powiało bowiem muzyczną świeżością u Mikromusic, ale jednocześnie nie wywiało tego, co zawsze było mocną stroną zespołu: zgrabnych tekstów, solidnego grania, rzewności i liryzmu. Na pewno obok albumu Korteza „Mój Dom” to dla mnie najlepszy w tym roku. Warto było czekać i wielkie brawa za odwagę robienia płyty na własnych warunkach i szacun za odwagę pójścia w crowdfunding. Zawsze powtarzam, że ludzie nie są głupi i mają dobry gust muzyczny i chętnie kupią płytę i przyjdą na biletowany koncert artysty, który ma coś do powiedzenia a nie jest wytwórnianym tworem. Brawo! Dzięki za „Tak mi się nie chce”. Trasa koncertowa Tak mi się nie chce-
Lecę tam gdzie chce gdzie odnajdę się Nie chce widzieć jak wciąż gonisz mnie Czas pocieszy ,mnie dziś lepiej Wrócę jeszcze tutaj Oddech jakiś daj Nim udźwignę trochę siebie Lecę tam gdzie chce Nie zatrzymasz mnie Wszędzie tam gdzie budzi w żyłach dobra krew Może być wysoko nawet i przez mgłę Lecę tam gdzie chce gdzie
Dziś, 22 maja, przypada piąta rocznica śmierci Zbigniewa Wodeckiego. Jednym z największych przebojów artysty była piosenka "Lubię wracać tam, gdzie byłem". Przypominamy jej historię Autorem muzyki był sam Wodecki, a słowa napisał Wojciech Młynarski Chociaż powszechnie uważa się, że utwór powstał w 1980 r., jest to błąd – wykonywany był wcześniej, kilka lat przeleżał też w szufladzie. Wodecki śpiewał go solowo, jak i z innymi artystami – w tym Alicją Majewską Tekst dedykowany jest miłości Zbigniewa Wodeckiego i jego żony Krystyny – nawiązuje do okoliczności ich poznania Wodecki, dowiedziawszy się, że piosenka zwycięży na festiwalu Interwizji w Pradze, zorganizował tam wystawne i bardzo drogie przyjęcie, zapożyczając się na poczet przyszłej wygranej u przyjaciół. Nagrodą była jednak tylko... róża Słuchaczom przypadły do gustu także nowe wersje piosenki, zaśpiewane przez Mateusza Ziółko i Dawida Podsiadło. Kasia Wodecka-Stubbs, córka artysty, przyznaje, że ma wśród nich swoją ulubioną Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu *** Tekst ukazał się po raz pierwszy w 2020 r. Przypominamy go ze względu na przypadającą dziś piątą rocznicę śmierci Zbigniewa Wodeckiego. *** "Co dzień nas gna w nowe strony zadyszany czas, Sto dat, Sto spraw wciąga nas, gna nas... I moje dni wszechobecny pośpiech, czasu znak, naznaczył i może przez to tak..." "Lubię wracać tam, gdzie byłem" to bez dwu zdań jedna z najpiękniejszych piosenek Zbigniewa Wodeckiego, przedwcześnie zmarłego w 2017 r. piosenkarza, kompozytora, trębacza i skrzypka. Nastrojowa, romantyczna ballada, której tekst stanowi sentymentalną podróż w czasy rodzącego się wielkiego uczucia – w tym przypadku do żony Krystyny. Muzykę napisał sam Wodecki, a słowa wyszły spod pióra Wojciecha Młynarskiego. Można je interpretować również jako jego osobistą wędrówkę. To jeden z tych najbardziej sztandarowych czy festiwalowych utworów, które przyniosły Wodeckiemu największą popularność, obok "Z tobą chcę oglądać świat", "Zacznij od Bacha", "Po co ten żal", "Chałupy welcome to" czy "Pszczółki Mai". Jest to też kompozycja dosyć niestandardowo zbudowana, zakończona bardzo liryczną solówką skrzypcową na tle delikatnych partii fortepianowych. Artysta śpiewał tę piosenkę zarówno solowo, jak i w wielu duetach — z Zofią Kamińską, a potem Ireną Santor, Krystyną Giżowską, Krystyną Prońko, Eleni i Ewa Bem. Jeden z bardziej pamiętnych duetów stworzył z Alicją Majewską, z którą przypomniał przebój na deskach opolskiego amfiteatru w roku 2015. Ważnym wykonaniem było także to z Hanną Banaszak w Opolu w roku 1988. Tego nie wie nikt... Co ciekawe, wbrew obiegowej opinii, utwór powstał wiele lat przed tym, jak stał się przebojem. Często można się spotkać ze stwierdzeniem, ze skomponowany został około roku 1980, tymczasem w internecie bez trudu można znaleźć wykonanie o rok starsze, z telewizyjnego programu "Muzyka Małego Ekranu". Okazuje się, że piosnka miała już wtedy kilka lat, po prostu przeleżała w szufladzie. — Nie dojdziemy do tego, dlaczego przeleżała, bo tego nie wie nikt — przyznaje Kasia Wodecka-Stubbs, córka artysty, dyrektor artystyczna Wodecki Twist Festiwal. — Tata na początku lat 70. zaczął pisać pierwsze własne kompozycje, w tym właśnie "Lubię wracać tam, gdzie byłem", ale potem na pewien czas skierował się w stronę jazzu, grał z Jerzym Milanem i Andrzejem Trzaskowskim, więc je odstawił. Wrócił do nich pod koniec tamtej dekady. "Lubię wracać tam, gdzie byłem już, pod ten balkon pełen pnących róż, na uliczki te, znajome tak, do znajomych drzwi pukać, myśląc, czy... Czy nie stanie w nich czasami ta dziewczyna z warkoczami". Jak po maśle Samą genezę utworu Wodecki tak wspominał w 2010 r. w rozmowie z "Tygodnikiem ANGORA". — To mi się układało takt po takcie. Szło jak po maśle. I kotły, i to symfoniczne brzmienie. Melodię pisałem od razu z aranżem. Jak wokal szedł tak, to smyki musiały być tak napisane. To mi się tak układało jako całość. Kasia Wodecka Stubbs: ludzie kochali mojego tatę jako człowieka, a nie ikonę z telewizji [WYWIAD] Artysta na początku lat 70. miał już za sobą pierwsze sukcesy, był też znany i ceniony w środowisku muzycznym, blisko związany z Piwnicą pod Baranami. Mimo to z pewną nieśmiałością zwrócił się z prośbą o tekst do Wojciecha Młynarskiego. Pojechał wtedy do niego do Kościeliska, prezentując mu fortepianową wersję. — Przyjechałem, on mówi "Ładne, ładne. Napiszemy, napiszemy". No i jak po jakimś czasie dał mi tekst... Wspaniale współgrający z muzyką. Ba! Moim zdaniem on tę muzykę swoją jakością przebił. "Lubię wracać w strony, które znam, po wspomnienia zostawione tam, by się przejrzeć w nich, odnaleźć w nich choćby nikły cień pierwszych serca drżeń, kilka nut i kilka wierszy z czasów, gdy kochałaś pierwszy raz... I ty nie raz, w samym środku zdyszanego dnia, oglądasz się tak jak ja, jak ja..." Kiedy pękła struna — Ta piosenka jest częścią historii moich rodziców i ich legendarnej miłości od pierwszego wejrzenia, kiedy w Piwnicy pod Baranami pękła struna, bo tato zobaczył mamę, a ona już wiedziała, jak cudowny i zdolny jest ten wspaniały chłopak – wspomina Kasia Wodecka-Stubbs, datując powstanie utworu na rok 1970, ewentualnie 1971. — Rodzice poznali się potem w Kolorowej, niezwykle popularnym miejscu w Krakowie, za sprawą Zygmunta Koniecznego, który potem został świadkiem na ich ślubie. Córka Wodeckiego wie o historii powstania piosenki z opowieści rodziców, ale nie tylko. — Świadczy o tym także tekst odnoszący się do starej kamienicy przy ul. Kapucyńskiej, przy Plantach, którą wtedy krótko wynajmowali, z charakterystycznym balkonem pełnym pnących róż. Wojciech Młynarski zadedykował tekst rodzicom, stąd pojawiają się "dziewczyna z warkoczami", czyli moja mama, i "chłopak ze skrzypcami", mój tato. Pan Wojciech przyjechał wtedy do mieszkania moich rodziców i wiem, że tekst powstał bardzo szybko. Szlakiem Zbigniewa Wodeckiego. "Oddychał Krakowem, kochał tu być" Miejsca znane i znane Agata Młynarska, córka Wojciecha Młynarskiego, podkreśla w dokumentalnym internetowym cyklu "Piosenki na wagę złota", że "Lubię wracać tam, gdzie byłem" opowiada o historii prawdziwej także ze względu osobę autora słów. — Mój tata najbardziej na świecie lubił wracać w strony, które znał, dlatego na wakacje zawsze jeździliśmy w te same miejsca — do Jastarni lub Juraty, albo do Kościeliska i do Zakopanego. Tata lubił wracać do tych samych ludzi, chodzić tymi samymi szlakami i odwiedzać te same miejsca. To było dla niego bardzo ważne, żeby wracać w miejsca oswojone i chodzić po tych samych śladach. Nie lubił rozpoznawać nowych miejsc. Czuł się w tych starych, dobrze wydeptanych jak u siebie i to było dla niego najcenniejsze. Wtedy najlepiej odpoczywał i tam też pisał piosenki. Materiał niekoniecznie na przebój Utwór stał się popularny już w 1980 r., po występie na Festiwalu w Opolu, gdzie Wodecki zaprezentował go dwukrotnie podczas koncertów "Od Opola do Opola" i "Mikrofon i ekran", chociaż na swoją płytową premierę czekał do roku 1992, kiedy ukazała się składanka artysty "Największe Przeboje". W 1983 r. radiowym przebojem był duet nagrany przez Wodeckiego z Zofią Kamińską. Wtedy też piosenkarz wyjechał z "Lubię wracać tam, gdzie byłem", na festiwal OIRT, popularnie zwany Interwizją, organizowany przez Międzynarodową Organizację Radia i Telewizji (OIR). — Troszkę się bałem, bo wydawało mi się, że to nie jest materiał na przebój, taki co to wszyscy do taktu klaszczą albo kiwają się w rzędach — przyznawał w rozmowie z "Tygodnikiem ANGORA". Z długami i różą Okazało się jednak, że Wodecki konkurs wygrał. — Byłem tak szczęśliwy, że taki wolny numer wygrał, że mamy pierwsze miejsce, że pożyczyłem od kolegów pieniądze i na własną rękę wystawiłem bankiet — wspominał. — Nie pamiętam, czy to było 4 tys. koron, czy 14 tys. koron, ale to były duże pieniądze, za które nakupowałem koniaki, szampany. Wszystko na poczet tej nagrody, którą następnego dnia miano mi wręczyć i która miała mi to zwrócić. Zdziwienie artysty, kiedy okazało się, że nagrodą jest róża, było wielkie. — Jedna! Żeby dali chociaż trzy, to by się jeszcze je gdzieś opchnęło, ale jedną? Tak więc zostałem z długami i z jedną różą, ale miałem dużo satysfakcji, że wygraliśmy. "Oglądasz się tam, gdzie miłość zostawiłaś swą, Ty jedna mnie umiesz pojąć, bo..." W skarpetce i bez Długi po tamtym bankiecie spłacał, jak mówił, przez trzy lata, ale jak wspominał w książce "Wodecki. Tak mi wyszło", dzięki temu utworowi sporo także zarobił. — To było w bułgarskim Słonecznym Brzegu, podczas festiwalu Złoty Orfeusz, na który pojechałem z Andrzejem Jaroszewskim. Otrzymaliśmy, rzecz jasna, diety, ale poszły pierwszego wieczoru i zostaliśmy kompletnie bez grosza. Słowacy nas uratowali, rybą się podzielili, bo byliśmy głodni jak psy. "No, może dostanę jakieś trzecie miejsce" – pocieszaliśmy się. Wywiesili listy. Jest! Pierwsze! Pojawiły się lewy, mogliśmy chłopakom postawić. I znowu dzięki Młynarskiemu, który napisał mi tekst. Kocham Wojtka jak miliony Polaków. Autorzy książki "Tak mi wyszło": każdy ma swojego Wodeckiego [WYWIAD] W Bułgarii doszło też do zabawnego "incydentu". — Podczas tego festiwalu wyprałem sobie skarpetki i jedną mi zwiało z balkonu. Miałem więc do wyboru albo wystąpić bez, albo w jednej. Na lekkim kacu, zdenerwowany, bo to jednak festiwal, uznałem, że lepsza jedna niż żadna, bo jak mi się podwinie nogawka, to zawsze mam 50 proc. szans, że to będzie na tej ze skarpetką. I jak już dostałem nagrodę, to pomyślałem, czy to aby nie jest dobry omen, czy nie ciągnąć tak dalej z jedną kropką. (...) Nie, jednak nie. Nogi mi marzły. "Lubisz... Lubisz wracać tam, gdzie byłaś już, pod ten balkon pełen pnących róż, na uliczki te, znajome tak, do znajomych drzwi pukać, myśląc, czy... czy nie stanie w nich czasami tamten chłopak ze skrzypcami..." Twój powrót brzmi znajomo Piosenka weszła oczywiście na stałe do repertuaru Wodeckiego i trudno było sobie bez niej wyobrazić jego koncert — sam artysta, znany z wielkiego poczucia humoru i dystansu do siebie, uwielbiał zmieniać w towarzystwie tekst na "Lubię wracać tam, gdzie piłem już" lub "Lubię zwracać tam, gdzie piłem już, pod ten balkon pełen pnących róż". Utwór doczekał się też sporej liczby coverów — jeden z nich zaprezentował dwa lata temu w programie "Twoja twarz brzmi znajomo" Mateusz Ziółko — to wykonanie ma już ponad 14 mln wyświetleń na YouTubie. Za to 8 mln zebrał Dawid Podsiadło, który zmierzył się z piosenką kilka lat temu na Wodecki Twist Festiwal. Zaśpiewał ją w swoim stylu. — Może i się komuś narażę, ale wersja Dawida jest jedną z moich ulubionych — przyznaje Kasia Wodecka-Stubbs. Jeszcze jeden powrót Zbigniew Wodecki zaśpiewał tę piosenkę także na małym ekranie, występując w 2009 r. w jednym z odcinków serialu "39 i pół". Zagrał oczywiście samego siebie, a na scenie partnerował mu Tomasz Karolak. Główny bohater, Darek Jankowski, otwierał klub muzyczny, czemu sprzeciwiała się jedna z mieszkanek pobliskiej kamienicy. Obecność Wodeckiego na otwarciu miała ją udobruchać... Jako że serial cieszył się bardzo dużą popularnością wśród młodych ludzi, "Lubię wracać tam, gdzie byłem" zaistniała dzięki niemu w świadomości kolejnego pokolenia. "Tam, gdzie miłość zostawiłaś swą, Ty jedna mnie umiesz pojąć, bo... lubisz... lubisz wracać tam, gdzie…" My też lubimy do tej piosenki Zbigniewa Wodeckiego wracać, tak jak i do wielu innych. On także chętnie wracał do swoich fanów, wielokrotnie objeżdżając Polskę wzdłuż i wszerz, robiąc średnio około 100 tys. km rocznie. — Mój zawód to kierowca — żartował, chociaż rzeczywiście za kierownicą spędzał więcej czasu niż na estradzie. A najbardziej lubił po wszystkim wracać tam, gdzie czuł się najlepiej – do swoich bliskich.
. 516662742448281588785365